Uczniowie naszej szkoły uczestniczyli w narodowym czytaniu "Moralności Pani Dulskiej" pod czujnym okiem nauczycieli języka polskiego: Pani G. Nosarzewska , Pani I. Smilgin i Pani A. Mikulska. Memo i z tego wydarzenia znajduje się w galerii poniżej.
DULSKA
Kucharka! Hanka! wstawać!…
Palić pod kuchnią. Hanka! chodź palić w piecu w salonie. A żywo!…
Heśka! Mela! wstawać! lekcje … prędzej… nie gnić w łóżkach!…
Jak palisz? jak palisz? skaranie Boże z tym tłumokiem. Do krów, do krów, nie do pańskich pieców. Czego niszczysz tyle smolaków! Czekaj, ustąp się, ty do niczego — ja ci pokażę.
HANKA
Proszę wielmożnej pani…
DULSKA
Widzisz, jak się w piecu pali?
HANKA
Proszę wielmożnej pani…
DULSKA
Ja o wszystkim myśleć muszę. Niedługo przez was to zejdę do grobu
HANKA
Proszę wielmożnej pani! Ja chciałam prosić, że ja już od pierwszego pójdę sobie.
DULSKA
Co? jak?
HANKA
Pójdę sobie.
DULSKA
Ani mi się waż. Ja za ciebie zapłaciłam w kantorze. Musisz dalej służyć. A to mi się podoba!
HANKA
Ja dam na swoje miejsce.
DULSKA
Patrzcie ją! jak się odgryzła. Już jej się w głowie przewróciło. O! już miasto na nią działa… Może na pannę służącą się śpieszy? co?
HANKA
Proszę wielmożnej pani, to… przez panicza.
DULSKA
A…
HANKA
Tak… ja nie chcę — bo to…
DULSKA
Znowu?
HANKA
Ciągle — a to to — a to tak… a ja przecież…
DULSKA
No — dobrze. Ja mu powiem.
HANKA
Proszę wielmożnej pani — to na nic. Przecież wielmożna pani już nie raz, nie dwa mówiła, że mówiła…
DULSKA
No — ale teraz to pomoże.
HANKA
Bo ksiądz mówił żeby odejść.
DULSKA
Czy ty u księdza służysz, czy u mnie?
HANKA
Ale ja księdza muszę słuchać.
DULSKA
Idź po mleko i po bułki.
HANKA
Idę, proszę wielmożnej pani
DULSKA
Hesia! Mela! spóźnicie się na pensję…
GŁOS HESI
Mamuńciu, tak zimno! troszkę ciepłej wody…
DULSKA
Jeszcze czego? Hartujcie się… Felicjan! wstajesz? Wiesz? ten błazen, twój syn, nie wrócił jeszcze do domu! Co? nic nie mówisz? naturalnie. Ojciec toleruje. Niedaleko padło jabłko od jabłoni
NARRATOR
Pani Dulska wydawała polecenia służbie, budziła córki, męża i złościła się, że syn Zbyszko jeszcze nie wrócił do domu.
Syn bowiem uważał się za wyjątkowego i buntowniczego, uwielbiał imprezować i często nie wracał na noc do domu. Jego siostrze Hesi bardzo to imponowało i chciała być jak brat. Ponadto chciała ona już być dorosła i móc włóczyć się po nocach.
Jej siostra Mela była całkowicie inna. Była grzeczną, ułożoną dziewczyną, wierzącą w prawdziwą miłość.
HESIA
Coś bym ci powiedziała, ale przysięgnij się, że nikomu nie powiesz… nachyl się… Zbyszko lata za Hanką.
MELA
Po co?…
HESIA
E… bo ty… co z tobą gadać!… no, powiedz sama, czy można z tobą gadać?
MELA
No, bo mówisz, że lata.
HESIA
No — lata — czy zaczepia — czy kocha się — czy jak…
MELA
Och, Hesiu! Zbyszko?
HESIA
No co? nie wiesz, jak to się dzieje? Panicz, no i nieszczęsna Halka gwałtem tu idzie…
śmieje się serdecznie
HESIA
O, Hanka!… ja się jej zapytam. Zobaczysz, czy ja kłamię.
MELA
ze strachem
Hesiu! nie pytaj się — ja… proszę!…
HESIA
Dlaczego? to swoja rzecz… zresztą mama nie słyszy.
MELA
Hesiu!… mnie czegoś przed Hanką wstyd.
HESIA
cicho
No, to się nie będę pytać, ale ja widziałam wczoraj, jak on ją tu a tu szczypał.
MELA
A mówisz, że się w niej kocha.
HESIA
No… no właśnie.
MELA
Przecież gdyby się w niej kochał, to by ją nie szczypał.
NARRATOR
W końcu z nocnych wojaży wrócił Zbyszko. Matka złościła się, że co ludzie powiedzą i zwróciła mu uwagę, żeby odnosił się do matki z szacunkiem a nie tak jakby był w towarzystwie kokocic.
DULSKA
Gdzie byłeś?
ZBYSZKO
He?
DULSKA
Gdzie byłeś do tej pory?
ZBYSZKO
Gdybym mamci powiedział, to by mamcia tak skakała.
DULSKA
O!…
ZBYSZKO
Najlepiej więc nie pytać.
DULSKA
Jestem matką.
ZBYSZKO
Właśnie dlatego.
DULSKA
Muszę wiedzieć, na czym trawisz czas i zdrowie.
ZBYSZKO
Widzi mamcia, co mam pod nosem? Wąsy a nie mleko — a więc…
DULSKA
Jak ty wyglądasz!
ZBYSZKO
E!
DULSKA
Jesteś zielony.
ZBYSZKO
To modny kolor. Mamcia kazała także balkony i okna pomalować na zielono.
DULSKA
Która panna cię weźmie, jak będziesz tak wyglądał.
ZBYSZKO
Jeszcze gorszych biorą. Nie ma czarnej kawy w tym zakładzie?
DULSKA
Wyrażaj się inaczej. Ciągle myślisz, że jesteś w towarzystwie kokocic.
ZBYSZKO
Takie dobre towarzystwo, jak i inne. A potem co mamcia wydziwia na kokotki. Niby to i u nas nie ma kokot w kamienicy. Sama mamcia wynajmowała tej z pierwszego piętra.
DULSKA
Ale się jej nie kłaniam.
ZBYSZKO
Ale pieniążki za czynsz mamcia bierze od niej, że aż ha…
DULSKA
Przepraszam, to ja takich pieniędzy dla siebie nie biorę.
ZBYSZKO
A co mamcia z nimi robi?
DULSKA
Podatki nimi płacę.
ZBYSZKO
Ha… no… A ja idę spać.
DULSKA
Czy ty przestaniesz włóczyć się po nocach?
Ja długów płacić nie będę.
ZBYSZKO
E! to już o tym później.
DULSKA
Zbyszko! Zbyszko! na tom cię mlekiem swym karmiła, żebyś nasze uczciwe i szanowane nazwisko po kawiarniach i spelunkach włóczył.
ZBYSZKO
Było mnie chować mączką Nestle'a — podobno doskonała.
No… nie martwiuchny się, pani Dulska. Ale co mamcia chce, żebym ja tu z wami w domu robił? Nikt nie bywa… żyjemy jak ostatnie sobki.
DULSKA
Jesteś głupi. Ty i twój ojciec — to jedna dusza. On co dzień w cukierni, a ty — Bóg wie gdzie…
ZBYSZKO
Dobranoc. Idę się zdrzemnąć.
DULSKA
A biuro?
ZBYSZKO
ziewając
Nie ucieknie.
DULSKA
Zbyszko! przyrzeknij mi, że się poprawisz.
ZBYSZKO
Nigdy — wolę raczej zdać egzamin państwowy.
Wychodzi do swego pokoju.
DULSKA
Hanka, zetrzyj fortepian — popraw w piecu. Czy kucharka ubrana do miasta?
HANKA
Tak, proszę pani.
DULSKA
Wychodzę
NARRATOR
Pani Dulska pozwala na to, aby jej syn romansował ze służącą Hanką. Chce go w ten sposób zatrzymać w domu i uniknąć plotek, że jej syn nie wraca na noce do domu.
ZBYSZKO
Hanka? jesteś sama?
HANKA
Daj mi pan spokój!
ZBYSZKO
Cóż ci za mucha na nos siadła?
Chodź tu! pokaż mordeczkę! czegoś zła?…
ZBYSZKO
Taka jesteś brzydka, jak się nadmiesz.
HANKA
Pewnie… te panny, co pan od nich wraca, to ładniejsze.
ZBYSZKO
A! tędy cię wiedli. O to ci chodzi.
HANKA
Mnie o nic nie chodzi …
ZBYSZKO
Jak będziesz dla mnie lepsza, to będę w domu siedział.
HANKA
Ja ta nie potrzebuje. Może se pan iść do tych pannów.
ZBYSZKO
Albo to prawda! Aż się za mną trzęsiesz.
HANKA
Niech pan idzie, bo jeszcze starsza pani wejdzie.
ZBYSZKO
Ale o… Pocałuj pana w rękę, za to, żeś go rozgniewała.
HANKA
śmiejąc się
Figa!
ZBYSZKO
A ty szelmo…
MELA
Zbyszko!
ZBYSZKO
Czego?
MELA
Nie bójcie się… ja nic mamci nie powiem.
ZBYSZKO
Na czysto zwariowała.
MELA
Bo przecież to nie wasza wina.
ZBYSZKO
Co?
MELA
No… Hanka i ty… jeżeli wy…
ZBYSZKO
A fe! mówić o takich rzeczach? Wstydź się… majtki widać, a — taka popsuta…
MELA
Ja? ależ Zbyszko — ja właśnie myślę przeciwnie… ja…
ZBYSZKO
Daj mi spokój!
HESIA
Mela, ubieraj się! żywo! już chłopcy idą do szkoły.
MELA
Hesiu! ty nie będziesz tak strzelała oczami na tego wysokiego studenta.
HESIA
Będę robiła, co mi się podoba.
MELA
Mnie za ciebie wstyd.
HESIA
To się wstydź! A spróbuj co powiedzieć przed mamą, to ja zaraz powiem, że ty zamiast spać w nocy, wzdychasz. Mama się będzie za to więcej gniewała, jak za studenta.
MELA
To wątpię.
HESIA
Ale ja nie. Mama mnie zna i wie, że ja znam granice i że ja się nie zapomnę…
MELA
Jak ty to rozumiesz?
HESIA
Ja już wiem, co mówię!
DULSKA
Hanka! chodź odprowadzić panienki.
HANKA
Idę!
DULSKA
Macie parasol? iść prosto — nie oglądać się. Pamiętać: skromność — skarb dziewczęcia.
Hesia, Nie garb się…
HESIA
Bierz te książki, ciućmo pokręcona. Do widzenia mamci!
NARRATOR
W tym czasie do pani Anieli Dulskiej przychodzi na rozmowę kobieta, która wynajmuje od niej mieszkanie. Jakiś czas wcześniej dowiedziawszy się, że mąż ją zdradza, kobieta próbowała popełnić samobójstwo. Zaraz po powrocie ze szpitala zostaje wezwana do właścicielki,
DULSKA
Przepraszam… jestem nieubrana. Proszę panią — zaraz wrócę.
LOKATORKA
Ja tylko na chwilkę. Niech się pani gospodyni nie krępuje.
DULSKA
Tak — tak — wrzucę tylko co na siebie.
Proszę panią na kanapę.
LOKATORKA
Dziękuję. Tylko parę słów. Dostałam list pani…
DULSKA
Pani już zupełnie wyszła ze szpitala?
LOKATORKA
Tak, wczoraj mnie mama przywiozła.
DULSKA
Widzę, że pani zdrowa.
LOKATORKA
O! jeszcze daleko!
DULSKA
Och! w domeczku swoim wróci pani szybko do sił. Dla kobiety nie ma jak dom. Ja zawsze to powtarzam.
LOKATORKA
Tak, skoro ktoś ma ten dom.
DULSKA
Wszakże pani ma męża, stanowisko.
LOKATORKA
Tak… ale…
Proszę pani. Czy to rzeczywiście konieczne, ażebym na przyszłego pierwszego się wyprowadziła?
DULSKA
Proszę pani… ja mieszkania pani koniecznie potrzebuję dla krewnych.
LOKATORKA
Wolałabym pozostać. Trudno będzie znaleźć w zimie.
DULSKA
Ach, to niemożliwe. Powtarzam pani, niemożliwe.
LOKATORKA
Przecież przy dobrej woli. Wiem, że pani kazała kartę na mieszkanie wywiesić, a więc krewni pani się nie sprowadzają.
DULSKA
Ach! niech pani nie zmusza mnie do sprawienia jej przykrości.
LOKATORKA
Czy pani ma mi co do zarzucenia?
DULSKA
A! proszę pani, to już przechodzi granice! A skandal, który pani przez swe otrucie wywołała!
LOKATORKA
A więc o to chodzi?
DULSKA
A o cóż innego? Płacili mi państwo czynsz — dzieci i psów nie mieli, ostatecznie tyle co o te ranne trzepanie dywanów się rozchodziło. I mogliby państwo mieszkać nadal, aż tu… skoro o tym pomyślę, pąsy na mnie biją. Pogotowie ratunkowe przed moją kamienicą!!! Pogotowie! jak przed szynkiem, gdzie się pobiją.
LOKATORKA
Ależ, proszę pani, wypadek może się zdarzyć wszędzie.
DULSKA
W porządnej kamienicy wypadki się nie trafiają. Czy pani widziała kiedy przed hrabską kamienicą Pogotowie? Nie! A potem ta publika w gazetach! Trzy razy wymienione nazwisko Dulskiej — nazwisko moich córek przy takim skandalu…
LOKATORKA
Ależ, proszę pani — chyba pani zna przyczyny i…
DULSKA
Wielka afera, że pani mąż, no i ta dziewczyna… to swoja rzecz…
LOKATORKA
Ależ to była moja sługa. To szkaradztwo. Ja tego znieść nie mogłam. Skoro się przekonałam…
DULSKA
Zażyła pani zapałek… taka trywialna trucizna… Ludzie się śmieli. I jeszcze jak się to skończyło. Cała komedia — gdyby pani była umarła — no…
LOKATORKA
Sama żałuję.
DULSKA
Nie mówię dlatego — tylko że to niby śmierć, to zawsze coś niby… ale tak… no… powiadam pani, śmieli się. Kiedyś jadę tramwajem — przejeżdżamy koło mej kamienicy, bo przystanek trochę dalej — a jacyś dwaj panowie pokazują na mój dom i mówią — patrz! to ten dom, co się ta zazdrosna żona truła… I zaczęli się śmiać. Myślałam, że tam na miejscu zostanę w tym tramwaju.
LOKATORKA
Ja panią bardzo przepraszam za te nieprzyjemności.
DULSKA
E! moja pani — publika została publiką.
LOKATORKA
Ja bardzo to przechorowałam. Zresztą ja nie wiedziałam co robię. Ja byłam wtedy jak szalona…
DULSKA
Pewnie, moja pani. Każdy samobójca musi być szalony i stracić poczucie moralności i wiary w obecność Boga. To, to jest tchórzostwo. Tak jest — tchórzostwo. A potem zagłada własnej duszy. Dobrze, że samobójców chowają osobno. Niech się nie pchają między porządnych ludzi. Zabijać się!… I dla kogo? Dla mężczyzny. A żaden mężczyzna, moja pani, nie jest wart, aby przez niego iść na potępienie wieczne.
LOKATORKA
Proszę pani, to nie chodziło o mężczyznę, ale o męża.
DULSKA
E!
LOKATORKA
Nie mogłam ścierpieć tego pod moim dachem.
DULSKA
Lepiej pod swoim, niż pod cudzym. Mniejsza publika. Nikt nie wie.
LOKATORKA
Ale ja wiem.
DULSKA
Moja pani! Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział. Rozwłóczyć je po świecie, to ani moralne, ani uczciwe. Ja zawsze tak żyłam, ażeby nikt nie mógł powiedzieć, iż byłam powodem skandalu. Kobieta powinna przejść przez życie cicho i spokojnie. Ta już to jest tak i żadne nic nie pomoże.
NARRATOR
Jakiś czas później gruchnęła wiadomość, że służąca Hanka jest w ciąży ze Zbyszkiem.
HANKA
Proszę pana…
ZBYSZKO
I co? i co?
HANKA
Tak jest jak ja mówiłam.
ZBYSZKO
Ładna historia! a to pech!
HANKA
Co ja teraz zrobię!
ZBYSZKO
Jedź do domu.
HANKA
Ale… żeby mnie tatko skórę zdarli. Nie pojadę.
ZBYSZKO
Zresztą nie becz. Jeszcze daleko. Może się jeszcze co zmieni.
HANKA
Ale… takim jak ja, to cygany los wyklną. Mnie zawsze najgorsze się trafi. Potrzebne mi to było. Boże! Boże!… To chyba się utopić.
ZBYSZKO
Dużo by ci pomogło.
HANKA
Śmierć na wszystko pomoże.
ZBYSZKO
Głupia jesteś.
HANKA
Ale!…
ZBYSZKO
Cicho bądź! nie płacz, bo mnie diabli wezmą…
HANKA
Proszę pana, co ja teraz zrobię?
ZBYSZKO
A to pech! a to pech!…
NARRATOR
Rodzinę Dulskich odwiedza krewna Juliasiewiczowa
JULIASIEWICZOWA
Doprawdy, że ciocia zasługuje na to, ażeby się dowiedziała. I to cioci powiem, że jeżeli ciocia do mego domu zagląda, to przede wszystkim ciocia powinna swój z brudów oczyścić.
DULSKA
U mnie nic brudnego się nie dzieje. A przynajmniej po ulicach mój dom nie jest głośny.
JULIASIEWICZOWA
Będzie, będzie… jak się porządnie rozkrzyczy w swoim czasie.
DULSKA
Cóż to za aluzje?
JULIASIEWICZOWA
Wytłumaczę, jak mnie ciocia na chrzciny poprosi.
DULSKA
Moja pani! niesmaczne żarty. Ja i Felicjan dawno już głupstwa wybiliśmy sobie z głowy.
JULIASIEWICZOWA
Ja też nie mówię, że ciocia będzie matką ale — babką.
DULSKA
Co? jak?
JULIASIEWICZOWA
Zbyszko się o to postarał.
DULSKA
Zbyszko? Zbyszko?
JULIASIEWICZOWA
I… Hanka.
DULSKA
Jezus, Maria! Co? jak? Kłamiesz — kłamiesz. Chcesz mnie chyba zabić! Strach! JULIASIEWICZOWA
Ja? kłamię? Najlepiej niech ciocia sama się Hanki zapyta.
DULSKA
Szkandal!… Hanka!… Hanka!… chodź tu w tej chwili…
JULIASIEWICZOWA
Ja wolę tego nie słyszeć. Idę do dziewcząt. A jak ciocia się przekona, że nie skłamałam, to mnie ciocia przeprosi.
DULSKA
Jutro rano! Hanka! Hanka!
HANKA
Wielmożna pani wołała? Ja do magla…
DULSKA
Hanka! odpowiadaj — ale tak jak przed księdzem. Czy to prawda, że ty… że ty jesteś… że…
DULSKA
Odpowiadaj!
HANKA
Tak… proszę wielmożnej pani…
DULSKA
Może kłamiesz? może chcesz naciągnąć…HANKA
Nie kłamię.
DULSKA
Jak Boga chcesz mieć przy skonaniu?
HANKA
Jak Boga chcę mieć przy skonaniu!
DULSKA
Oddam ci książeczkę — zapłacę do pierwszego i wynoś się.
HANKA
Ja wolę pójść zaraz.
DULSKA
Tak będzie lepiej. Pakuj się… połóż bieliznę. Ja takich dziewczyn, co o swoją dobrą sławę nie dbają, nie mogę u siebie trzymać. Wyniesiesz się zaraz… Idę po książeczkę.
DULSKA
Synu, mam z tobą porachunek.
ZBYSZKO
Tak, tak. Wiem już o co chodzi. I… pokazałaby mama wiele taktu, gdyby o tym nie mówiła.
DULSKA
Taktu? taktu? Ty śmiesz mówić o takcie? ty, który taki skandal wywołałeś pod rodzicielskim dachem. Jak się to rozniesie po ulicy, to chyba dom sprzedać i wynieść się do Bruchowic.
ZBYSZKO
To moja rzecz.
DULSKA
Bezwstydnik! do tego doprowadzić, żeby mi potem byle kto oczy tym wykalał.
JULIASIEWICZOWA
O, przepraszam! tym byle kto — to mam być ja?… Tego już zanadto. I to ciocia tak mówi? A czy wie ciocia, że ja potrzebuję tylko dwa słowa powiedzieć, aby ta śliczna historia inaczej wyglądała.
DULSKA
Co powiesz, to będzie kłamstwo. Takiej jak ty nikt nie uwierzy.
JULIASIEWICZOWA
Jaka ja jestem, to jestem. Ale nigdy nie dopuściłabym się tego, czego się tu dopuszczono.
A Ty Zbyszko wiedz o tym, że ciocia o Hance od początku wiedziała.
DULSKA
Nieprawda.
JULIASIEWICZOWA
Aha!… nieprawda. Przez palce się patrzyło… przez palce… dopiero teraz, jak grozi głośny skandal, to na Zbyszka — na Hankę…
ZBYSZKO
A to ładna historia. I w jakim celu?
JULIASIEWICZOWA
Żebyś w domu siedział…
ZBYSZKO
A! rozumiem!
DULSKA
Ona kłamie!
ZBYSZKO
Ona prawdę mówi. To bardzo na maminą moralność patrzy.
DULSKA
Kłamie!
JULIASIEWICZOWA
Nie kłamię!
ZBYSZKO
Prawdę mówi. Ja to czuję! Ja to wiem! To jest to, co tu pełza tak brudno, tak ohydnie — co to za ścianę byle nie wyszło. Ale kto wiatr sieje, ten burzę zbiera!
Hanka!
DULSKA
Zbyszek!
ZBYSZKO
A chce mama wiedzieć co zrobię? chce mama wiedzieć? Ja się z Hanką ożenię!
DULSKA
Jezus, Maria! Szlak mnie trafi.
MELA
Mamo! przebacz im! błogosław!
DULSKA
Odczep się!
NARRATOR
Dla Anieli Dulskiej była to najgorsza z możliwych wiadomości – co ludzie powiedzą – jej syn ze służącą. Wystarczyła jednak krótka rozmowa z kuzynką Juliasiewiczową
JULIASIEWICZOWA
Zbyszko! proszę cię tu na chwilę.
ZBYSZKO
O co chodzi?
JULIASIEWICZOWA
No… wejdźże tu. Trudno ażebym ja do ciebie wchodziła. Jestem na to i za stara… i za młoda.
ZBYSZKO
Właściwie czego chcesz?
JULIASIEWICZOWA
Przede wszystkim — nie patrz na mnie jak na wroga, bo ja twoim wrogiem nie jestem, mimo twego obchodzenia się ze mną. Mnie się zdaje, że ty nawet będziesz rad pomówić z kimś, kto ma zdrowy rozsądek i z boku patrzy na twoje postępowanie. Chodź no tu… nie ciskaj się. Przecież o wszystkim można podyskutować.
ZBYSZKO
Jeżeli o Hance, to nie ma żadnej dyskusji. Tak będzie i basta.
JULIASIEWICZOWA
Naturalnie. I nie wyobrażaj sobie, że ja jestem przeciwna twemu projektowi. Owszem. Skoro chcesz „naprawiać” — tylko namawiać cię na to należy. Ciocia chciała, żebym twoją narzeczoną wzięła do siebie — ale…
ZBYSZKO
No?
JULIASIEWICZOWA
Odmówiłam.
ZBYSZKO
Czemu?
JULIASIEWICZOWA
Mam męża ….a tam, gdzie nie ma zmysłu moralnego, jak u takiej dziewczyny — to nigdy nie wiadomo, co i jak.
ZBYSZKO
Czy to mi miałaś do powiedzenia?
JULIASIEWICZOWA
Ach, czekaj!… coś z Hanką trzeba zrobić. Na nową służbę nie pójdzie. Na „stancję” ją oddasz — Boże drogi! — to ostatnia zgnilizna i rozpusta… a przy takich instynktach do dnia ślubu… Może na pensję… ale wątpię, czy wezmą, a potem…
ZBYSZKO
To są wszystko drwiny.
JULIASIEWICZOWA
Wątpię, czy mamcia ją będzie mogła długo trzymać w składziku… Cóż więc zrobisz?
ZBYSZKO
Nie wiem…
JULIASIEWICZOWA
Naturalnie — już o jakichkolwiek relacjach ze światem mowy być nie może.
ZBYSZKO
Gwiżdżę na świat.
JULIASIEWICZOWA
Masz rację. I ja także. Ale… żyjemy w ciągłym kontakcie.
ZBYSZKO
Pluję na kontakt!…
JULIASIEWICZOWA
Naturalnie. Tylko… musicie sobie sami wystarczyć. Nie znam jej — musi mieć dużą inteligencję wrodzoną.
Ty to rozwiniesz — więc z moralnej strony nie ma obawy. Tylko materialna.
ZBYSZKO
Mam ją w pięcie.
JULIASIEWICZOWA
Tak się mówi. Ale ty masz pensji 60 złotych. I oprócz tego masę długów. Hanka nie zarobi nic, chyba że będzie u siebie samej sługą… no, ale i to… a ty przyzwyczajony do puszczania pieniędzy swoich i nie swoich…
ZBYSZKO
Tak będzie, jak powiedziałem.
JULIASIEWICZOWA
Tak. Ale głównie o te pieniądze. Bo niby z czego żyć? Wieczorami możesz pisać. Mój mąż ci da jakie kawałki do odrabiania w domu… ale… i to…
ZBYSZKO
Daj ty mi spokój.
JULIASIEWICZOWA
Bądźmy logiczni. Mieszkanie już jeden pokój z kuchenką 25 do 30-tu. Na życie — gulden, co jest nędzą. Ale — skoro się kochacie… To już cała pensja. A gdzież reszta?
ZBYSZKO
Będę robił długi.
JULIASIEWICZOWA
Mamcia ogłosi — nikt centa nie da. A rodzice jeszcze żyć mogą i trzydzieści lat. Będziesz nędzarzem długo, bardzo długo… no — ale…
ZBYSZKO
Daj ty mi spokój.
JULIASIEWICZOWA
Boże drogi! gdyby to można tak życiu powiedzieć — daj mi spokój — ale ono włazi na kark, jak hydra, i zdławi.
Zbyszko! popatrz mi w oczy. Ty żałujesz tego, coś zrobił.
ZBYSZKO
Puść mnie!
JULIASIEWICZOWA
Nie puszczę… Tu się rozchodzi o coś więcej, jak o głupie na złość… matce.
ZBYSZKO
To nie na złość… Ja chciałem raz zetrzeć w proch to podłe, to czarne, co tu jest duszą złych czynów w tych ścianach. Chciałem raz wziąć się za bary z tym czymś nieuchwytnym i…
JULIASIEWICZOWA
I wziąłeś się za bary — szamotałeś — pokazałeś kły, a teraz musisz ulec.
ZBYSZKO
Nie muszę… nie ulegnę…
JULIASIEWICZOWA
Masz siły do takiej ciągłej walki?
Aha! aha!… nawet nie odpowiadasz. Ty jesteś zupełnie już wyczerpany. Ciebie ta jedna noc zmogła, a cóż dopiero całe takie życie…
ZBYSZKO
Ach ty! ach ty!…
JULIASIEWICZOWA
Cóż ja? Ciocia powiedziała, że ja mam złodziejski spryt. Tak! Bo zgodziłam się z życiem i kradnę to, co jest najmilszego. To jest szczyt mądrości. Walczyć? Don Kiszot!… Śmieszne… zresztą, sam powiedziałeś — wyciągniemy kopytka.
ZBYSZKO
Ty umiesz budzić we mnie kołtuna…
JULIASIEWICZOWA
Ależ on na chwilę w tobie nie zasnął. Ty się z nim nie borykaj. To na nic. Wiesz sam.Zresztą, co ty od cioci chcesz? Ona cię kocha. Dała ci życie.
ZBYSZKO
Ha! ha!… ja się na świat nie prosił.
JULIASIEWICZOWA
To komunał. Wychowała cię, według niej, najlepiej.
ZBYSZKO
Najlepiej!… to zgroza słuchać, co ty mówisz.
JULIASIEWICZOWA
Według niej. Wszystko to zrobiła przez miłość dla ciebie. I teraz ona płacze, Zbyszku… ona płacze…
ZBYSZKO
E!JULIASIEWICZOWA
Nie — e!… to jest… matka.
No… i co będzie, Zbyszko?
ZBYSZKO
Nie wiem….
JULIASIEWICZOWA
No… no…
ZBYSZKO
Jest jeszcze czas.
JULIASIEWICZOWA
Nie, nie — takie rzeczy przecina się od razu. Raz, dwa… Zobaczysz — odetchniesz, jak z tym skończysz.
ZBYSZKO
Ale jak?
JULIASIEWICZOWA
Już my na to poradzimy.
ZBYSZKO
Będzie skandal.
JULIASIEWICZOWA
A widzisz! a mówiłeś, że ci o świat nie chodzi!
Więc nie będziesz się żenił?
ZBYSZKO
Mhm………..
JULIASIEWICZOWA
I przeprosisz matkę?
ZBYSZKO
Za co?
JULIASIEWICZOWA
Zrób to — obraziłeś ją bardzo. Ona chora, ona biedna.
Ciociu!
ZBYSZKO
Ale… krzywda się jej nie stanie.
JULIASIEWICZOWA
Proszę cię, już ja w tym będę. Ciociu.
Ciociu! Zbyszko cofa, co powiedział. Powrócił do rozumu… i przeprasza ciocię.
DULSKA
Płacze
ZBYSZKO
Przepraszam mamę za to… a! psia krew… psia krew!
DULSKA
No widzisz… znów klnie.
JULIASIEWICZOWA
Ach, to głupstwo. To nie ma znaczenia.
ZBYSZKO
Ma! ma! znaczenie… ma!
JULIASIEWICZOWA
Cofasz się?
ZBYSZKO
Tak… tak… będę tym, kim byłem!… a! możecie być dumni.
Ach! jak ja się będę teraz łotrował! jak ja się będę łotrował!…
JULIASIEWICZOWA
Dopóki się nie ożenisz… dobrze nie ożenisz… z panną fajną, z dobrego domu.
ZBYSZKO
Dopóki się dobrze nie ożenię… z posagiem, z kamienicą — z diabłem — z czortem…
DULSKA
Boże! Boże!
NARRATOR
Aby załatwić sprawę do końca obie panie zaprosiły matkę chrzestną Hanki, panią Tadrachową, która była zdziwiona, że Zbyszko w ogóle brał pod uwagę ślub – kobieta zakładała od początku, że trzeba po prostu ustalić kwotę zadośćuczynienia i rozejść się w zgodzie. Na tym też stanęło i Juliasiewiczowa zaproponowała kilkadziesiąt koron. Nagle jednak w Hankę coś wstąpiło – z przestraszonej i płaczliwej osóbki zmieniła się w pewną siebie kobietę. Zażądała tysiąc koron, a jeśli ich nie dostanie to pójdzie do sądu. Trafiła w punkt, gdyż Dulska w życiu nie pozwoliłaby sobie na taki skandal.
DULSKA
A teraz kuferek i jazda — żeby mi was w minutę nie było.
TADRACHOWA
Idziemy, proszę łaski pani. Całujemy rączki.
HANKA
Ta chodźcie, matko chrzestna, ta co się kłaniacie.
DULSKA
Ach!…
Jezus, Maria! co za dzień!… no!… ledwo żyję… przecież to straszne, co ja przejść musiałam. Tysiąc koron!…
JULIASIEWICZOWA
Widziała ciocia, że był nóż na gardle.
DULSKA
Tak, tak…
JULIASIEWICZOWA
Do widzenia cioci. Idę do siebie. I ja dostałam migreny z tego wszystkiego. Ale… może teraz ciocia mogłaby nam mieszkanie wynająć?
DULSKA
Nigdy… u mnie dom spokojny, moja droga… potem, możecie nie zapłacić, a ja teraz muszę odbić to, co mi wydarli.
JULIASIEWICZOWA
Ciocię to nic już nie nauczy…
DULSKA
A czegóż to ma mnie uczyć i kto? Ja sama, dzięki Bogu, wiem co i jak się należy.
Zbyszko — idź do biura!
Hesia, kurze ścierać… Mela, gamy…
Felicjan… do biura…
Żywo… Mela!…
Otwieraj fortepian… no! będzie znów można zacząć żyć po Bożemu…
MELA
Hanka!Hanka! gdzie ty idziesz? Ty idziesz całkiem!
HANKA
Całuję rączki panience… jedna panienka tu co warta. Niech się ta panience powodzi… a innym to niech…
MELA
Zbyszko! Hanka się wyprowadza!… Zamknął się… Zbyszko!
HESIA
Mela! zwariowałaś!…
.MELA
Mama ją wyrzuca, Zbyszko!… Już drzwi się za nią zamknęły.
Nie widać jej… o!… idzie — niesie kuferek… Gdzie ona idzie? Taki śnieg!… znikła za rogiem. Boże mój!
HESIA
A ja wiem! a ja wiem! wszystko słyszałam — co to? świeci się coś… papierek…
MELA
Gdzie ona tak poszła? ona była zapłakana…
HESIA
A ja wiem! a ja wiem!
MELA
Hesia, nie śmiej się… Zbrodnia tu stało się coś bardzo złego. Jakby kogoś zabili… Hesia! Ona się jeszcze utopi!
HESIA
Ona się nie utopi!… wzięła tysiąc koron!
MELA
Cicho, Hesia! Cicho! nie śmiej się, Hesia!